Po prostu jestem sobą i nie staram się być lepszy od innych

Coraz częściej wielu młodych ludzi szuka szczęścia w większych miastach. Moim rozmówcą jest 22-letni Bartek Łoś, który mieszkając w Złotoryi realizuje się, a do tego w czasach kryzysu gospodarczego, który odbija się na naszym powiecie, daje promyk nadziei i radości Złotoryjanom sprowadzając gwiazdy polskiej muzyki na imprezy charytatywne. Czy patriotyzm lokalny jeszcze istnieje wśród młodych Złotoryjan? Okazuje się, że tak!

Kacper Pawłowski: Od kilku lat jesteś szefem fanklubu Ewy Farnej,
współpracujesz z innymi gwiazdami. Jak i kiedy to wszystko się zaczęło?
 
Bartosz
Łoś: Wszystko zaczęło się w dość spontaniczny sposób. Kiedy chodziłem
do pierwszej klasy technikum oglądając muzyczny kanał zobaczyłem
teledysk pewnej wokalistki – dziewczynki, która śpiewała piosenkę „Tam
gdzie nie ma już dróg”. Jej autorką była oczywiście Ewa Farna. Szukając
teledysku i piosenki dziwnym trafem nie wszedłem na Youtube tylko przez
Google przekierowało mnie na oficjalną stronę Ewy. Trafiłem na forum,
nawet się zarejestrowałem. Stąd właśnie dla fanów wziął się pseudonim
„Unders”, nick Łosiu był zajęty. Były tam wszelkie aktualności na temat
koncertów, innych rzeczy, cała bibliografia Ewy i też bardzo ciekawi
ludzie. Pewnego dnia sam zacząłem z nimi rozmawiać i tak zaczęła się
wymiana zdań na temat koncertów i innych kwestii. Tak się złożyło, że
akurat były koncerty blisko nas w Pradze, w Libercu i w Kłodzku w 2010
roku, gdzie robiliśmy 17 urodziny Ewy, a także wcześniej w Lubinie.
Stwierdziłem, że warto pojechać na jakiś koncert. Po pewnym czasie
odbywały się wybory do fanklubu, gdzie udało mi się dostać. Powiem
szczerze, że wszystko to rozwijało się w błyskawicznym tempie. W 2010
roku na 17 urodzinach Ewy w Kłodzku było tylko 15 osób, to było bardzo
kameralne spotkanie urodzinowe, ale już na przykład na 18-stkę w hali w
Sosnowcu przyszło kilka tysięcy osób. W sumie obecnie mija już ponad 3.5
roku odkąd się z Ewą znamy.
KP: Skąd pojawił się pomysł stworzenia internetowej telewizji Ewy Farnej?
BŁ:
Pomysł był ponownie dość spontaniczny. Wiele gwiazd ma różne projekty,
np. blogi, strony o sobie, zdjęcia i pewnego razu od strony managementu
wyszła propozycja, aby zrobić coś takiego, aby poprowadzić jakby kanał
Ewy –  nagrywać wywiady, relacje. Miałem tyle szczęścia, że zostałem
zaproszony do tego projektu. Od tamtej pory zacząłem jeździć razem z
ekipą i nagrywać, tworzyć pierwszą w Polsce fanowską telewizję Ewy
Farnej. To była wcześniej EwaFarna24com, a teraz EwaFarna TV. Nagraliśmy
bardzo dużo filmów od tamtej pory, mamy kilka milionów wyświetleń
wszystkich filmów, relacji i to na skalę różnych gwiazd w Polsce jest
naprawdę zauważalne. Tym bardziej, że różnego rodzaju telewizje. tj.
Eska, czy Viva zwracają na to uwagę. Telewizja Ewki w świecie muzycznym
jest rozpoznawalna, internetowa bo internetowa, ale jest rozpoznawalna.

 

KP: Czy możesz opowiedzieć o jakiś nietypowych, zabawnych sytuacjach?
 
BŁ:
Z Ewą tyle czasu spędzamy, że czasami jest na prawdę bardzo śmiesznie.
Różne osoby myślą, że ja jestem np. bratem Ewy. “Pan jest bratem, tak?”.
Tak samo miałem kiedyś przyjemność zagościć na portalu plotkarskim. Też
były pewnego rodzaju domysły i zapytania “Czy to nowy chłopak Ewy
Farnej?”. Dlatego też obecnie nie zwracam uwagi na portale plotkarskie,
które tam cokolwiek piszą, ponieważ jest to w 99% nieprawda, więc można
się dużo rzeczy dowiedzieć o sobie, które w 100% nie są prawdą. Dużo
było takich sytuacji. Miałem też taką sytuację, że zostałem rozpoznany
na uczelni przez prowadzącego. Jego córki są fankami Ewy i tatuś musi
oczywiście z córkami oglądać te relacje. Tak po miesiącu pyta się mnie
profesor “Czy to Pan jest ten który z Ewą Farną działa? Bo jest Pan
łudząco podobny, tylko tamten jest nieco grubszy”. Ja mówię “Tak, to
jestem ja”. Tak się miło złożyło, że miałem okazję wziąć autograf dla
tych dzieci, zaprosić na spotkanie i też mam nadzieję, że pan profesor
oczywiście ze swoimi córkami przyjedzie na zlot do Złotoryi.
KP:
Nie spotykałeś się na początku z jakąś krytyką, śmiechami, albo z
niewiarą ludzi w to, że możesz osiągnąć sukces, zrobić coś ciekawego?
BŁ:
Na początku jak pojawiły się te pierwsze informacje, pierwszy wywiad,
czy pierwsze zdjęcie z Ewką, że się spotkaliśmy, widzieliśmy, coś tam
nagraliśmy to były pewnego rodzaju śmiechy, że “Farna, kto to jest? Po
co ci to? Czemu się tym zajmujesz?”, “żałosne”. Ludzie mają różne gusta,
ale powiem Ci, że patrząc teraz po tym czasie, te osoby, które się
dziwiły, po części śmiały, całkowicie zmieniły swoje wcześniejsze zdanie
bo widzą jak to wszystko wygląda i że tak naprawdę ja realizuję swoje
marzenia, o których chyba każdy z nas marzy.

 

KP: Jakie masz plany na przyszłość zarówno te zawodowe jak i te związane z realizacją pasji?
BŁ:
Jak na razie na pierwszym miejscu jest zajmowanie się muzyką –
rozwijanie się w formie dziennikarskiej. W tamtym roku zająłem drugie
miejsce w castingu do telewizji ESKA TV. Niewiele mi brakowało, ale
uważam, że jestem młodą osobą i wszystko przede mną. Czy to będzie
teraz, za rok, czy za dwa lata, jestem optymistą i uważam, że prędzej,
czy później się uda. Oprócz dziennikarstwa zajmuje się oczywiście
menedżerstwem. Obecnie współpracuję z Marzeną Kipiel-Sztuka – “Halinka
Kiepska”. Oprócz tego współpracuję także z innymi artystami. Dla mnie to
jest ogromna radość i satysfakcja. Ten czas, który z nimi spędzam
organizując koncerty, zloty, spotkania, nagrywając, czy goszcząc na
różnych galach muzycznych myślę, że w przyszłości może zaprocentować.
Dlatego też chciałbym mieć swojego podopiecznego, którego będę miał
możliwość poprowadzić przez szczeble jego kariery.

 

KP: Czyli używając terminologii piłkarskiej chciałbyś zostać takim scoutem, łowcą talentów?
BŁ:
Chciałbym mieć jednego artystę, którym mógłbym się w 100% zająć. Nie
jest łatwe mieć kilku artystów pod swoimi skrzydłami. To zajmuje bardzo
dużo czasu, marketing, koncerty, rozmowy i inne sprawy. Wydaje, że to
jest fajne, proste i przyjemne, że artysta przyjeżdża, zaśpiewa koncert,
jedzie. W praktyce jednak tak nie jest, ponieważ są i próby, które
muszą być rano przed całą imprezą, w tygodniu są wywiady, różnego
rodzaju wyjazdy, akcje charytatywne, wiele różnych innych spraw i tak
naprawdę cały czas coś się dzieje i trzeba być mobilnym. Dlatego zarówno
praca artysty/muzyka, jak i managera wymaga dużej ilości czasu i
sporych poświęceń.
KP: Czy znajomość celebrytów przeszkadza Ci w kontakcie z nowopoznanymi ludźmi? Czy nie masz takich obaw, że ktoś patrzy na Ciebie, że jesteś “tym Bartkiem Łosiem od Farnej”, a nie patrzą na Ciebie po prostu?
BŁ:
Uwielbiam zajmować się muzyką, działać w tej branży z Ewą Farną, czy
innymi artystami. To tak samo jak na przykład ktoś inny uwielbia grać w
piłkę nożną, np. kibicować FC Barcelonie, czy udzielać się w świecie
piłkarskim, czy też pisać artykuły do gazety. Moim zainteresowaniem jest
muzyka i robię to z pasją i zaangażowaniem. Znajomość celebrytów nie
przeszkadza mi w kontakcie z nowopoznanymi ludźmi dlatego, że nie
traktuje innych osób na zasadzie “lepsi-gorsi”. Każdy jest taki sam. Ja
też nie jestem lepszy od innych bo znam Ewę Farną, czy kogoś innego. To
jest też pewnego rodzaju zabawa i też chciałbym udowodnić przez to czym
ja się zajmuję, że udało mi się zrealizować moje marzenia, zmotywować
innych ludzi, aby realizowali swoje pasje i marzenia bo każdy może je
spełniać. Wiadomo są wzloty i upadki. Czasami jest ciężko, ale optymizm
musi zwyciężyć. U mnie optymizm zwyciężył, że może się udać, choć
wielokrotnie nie było łatwo, muszę przyznać, że też przemierzałem setki
kilometrów, ale wiem że było warto. Dla mnie nie ma znaczenia czy
rozmawiam z Ewą Farną czy Kacprem Pawłowskim.  To jest wokalistka, ona
się tym zajmuje, śpiewa i w ten sposób zarabia na życie. Ty piszesz
artykuły do gazety. To jest tak, że ona ma swoje zajęcie i ty masz swoje
zajęcie. Ja robię to co robię i jestem z tego zadowolony.
KP:
Jak jest z twoim wolnym czasem? Studiujesz, zajmujesz się fanklubem,
prowadzisz telewizję artystki i współpracujesz z organizacjami
charytatywnymi.
BŁ:
Teraz jak organizuje zlot to jestem bardzo dużo czasu w domu, ponieważ
większość spraw załatwiam tutaj na miejscu. Czasowo na przykład wygląda
to tak, że gdyby nie zlot to często co dwa tygodnie jestem cały weekend
czwartek-piątek-sobota-niedziela na koncertach w różnych rejonach
Polski. Czyli tu na przykład Szczecin, na drugi dzień raz tak mieliśmy,
że Rzeszów. Koncert się kończył o pierwszej w nocy, jedziemy żeby być na
12 na próbach, a potem jeszcze kolejnego dnia po tych wszystkich
koncertach trzeba wrócić do domu, więc dla mnie błogim stanem jest to,
że wracam do domu i mogę odpocząć. Oprócz Ewki pomagam także fundacji
Animus przy różnego rodzaju imprezach. Udało mi się ściągnąć Rafała
Brzozowskiego, Libera, czy Natalię Szroeder do Wilkowa na imprezę
“Animus Dzieciom” (14 sierpnia). Z wymienionymi artystami współpracuję i
działam dla nich w formie medialnej. Oprócz tego studiuję, teraz będę
na trzecim roku.
KP:
Wspomniałeś, że sprowadzasz gwiazdy do innych miejscowości. Jak ci się
współpracuje z przedstawicielami tych miejscowości? Czy łatwiej, czy
trudniej?
BŁ:
Niekoniecznie te imprezy organizują lokalne władze, ale też lokalni
działacze. Współpraca układa mi się bardzo dobrze, gdyby się nie układła
to na pewno bym nie współpracował z różnymi osobami. Pomimo mojego
młodego wieku, 22 lata, nie widać tej bariery. Ludzie szanują to co
robię i też się dziwią, że taka młoda osoba, a zajmuje się takimi
sprawami.
KP:
Przejdźmy do pytania o sam zlot. Skąd wziął się pomysł organizacji
pierwszego zlotu i jak oceniasz to wydarzenie z perspektywy czasu?
BŁ:
Oceniam bardzo dobrze, ponieważ jest to impreza, która jest bardzo
innowacyjna, po raz pierwszy w Polsce międzynarodowy zlot, wcześniej
takiej imprezy nie było. Uważam, że w tamtym roku było naprawdę dobrze,
impreza się sprawdziła i mam nadzieję, że przy kolejnych edycjach będzie
jeszcze lepiej. Chciałbym, żeby też zlot był pewnego rodzaju marką,
tradycją i odbywał się w Złotoryi. Pomysł zlotu narodził się w taki
sposób, że z roku na rok Ewa ma coraz więcej fanów. Na początku było
niewiele, ale z każdym spotkaniem było nas coraz więcej. Wpadłem więc na
pomysł, aby zrobić typowy zlot, gdzie Ewa przyjedzie, poświęci czas
fanom, spędzi z nimi ten czas, da koncert, jedyny, niepowtarzalny, który
wszyscy zapamiętają. To nie będzie normalny koncert jak podczas dni
miast, tylko koncert akustyczny, który będzie trwał 2 godziny i będzie
niezapomnianym przeżyciem.
KP: Czy w przyszłym roku spodziewasz się, że przyjedzie więcej fanów? Ilu mieszkańców Złotoryi się spodziewasz?
BŁ:
W ubiegłym roku było 220 fanów z Polski i Czech, w tym ponad 100 ze
Złotoryi na spotkaniu muzycznym, ale to było w ZOK-u, więc ilość biletów
była ograniczona. Bilety rozeszły się wtedy błyskawicznie. Chciałbym
aby ta impreza miała pewnego rodzaju swoją tradycję, aby co roku
odbywała się w Złotoryi i żeby z każdym rokiem była coraz lepsza,
zarówno pod względem organizacyjnym, jak i frekwencji. W tamtym roku
było 220 fanów, w tym szykuję się około 500. Nie wiadomo jak będzie za
rok, dwa, czy za trzy lata. Wszystko może się zmienić, formuła, miejsce,
czas. Nie zamierzamy co roku powielać tego samego programu, w  tym roku
co prawda formuła jest podobna, ale nie jest powiedziane, że za rok
będzie tak samo. Możliwych atrakcji jest naprawdę wiele i z pewnością
program zlotu będzie się zmieniał. Mamy w Złotoryi choćby grę miejską,
która cieszyła się ogromną popularnością na Biegu Wulkanów, czy wiele
innych atrakcji związanych z naszymi zabytkami, co daje nam spore pole
manewru.
KP:
Często jest tak, że na organizatorach wielu świetnych lokalnych imprez
za drobne niedociągnięcia „wieszane są psy”, a za to co dobre się nawet
nie pochwali. Czujesz wsparcie od mieszkańców, lokalnych
przedsiębiorców, samorządowców, od ludzi stąd?
BŁ:
Jest to impreza bardzo tematyczna, która dopiero co startuje w
Złotoryi. Wsparcie ze strony mieszkańców jest bardzo duże, ponieważ jest
to coś czego w Złotoryi jeszcze nie było i ludzie są ciekawi tego jak
to wygląda i przebiega. Niektórzy mogą myśleć, że jeśli jest to zlot
fanów, to jest on tylko dla nich. Nic bardziej mylnego, na zlot może
przyjść każdy, niezależnie od tego czy uważa siebie za fana Ewy czy też
nie. Jesteśmy otwarci i nie chcemy zamykać się w jednym środowisku.
Odnośnie pomocy lokalnych przedsiębiorców w obecnych czasach, w dobie
kryzysu jest ciężko ze wsparciem finansowym, ale jakoś trzeba dawać
sobie radę.

 

KP: Jak wyglądają przygotowania do zlotu? Z tego co mówiłeś ma przybyć ok. 500 fanów. Czy nie boisz się, że “wejdą Ci na głowę”?
BŁ:
Oczywiście jest bardzo dużo pracy. Szukamy darczyńców, ponieważ dochód z
imprezy będzie przeznaczony na trzy dziewczynki fundacji Animus i to
jest w tym wszystkim najważniejsze, że ta impreza ma tak szczytny cel,
na którym bardzo zależało Ewie, która całym sercem wspiera tą akcje.
Piękne jest to,, że przy okazji czegoś można komuś innemu pomóc. Zlot
organizacyjnie jest dopięty na ostatni guzik, wszystko jest celowo
zaplanowane, marketingowo, promocyjnie, medialnie. Nie boje się, że
“wejdą mi na głowę”. Organizacyjnie jesteśmy przygotowani na dużo
większą liczbę osób, które by przybyły na ten zlot. Jest grupa
wolontariuszy, są także inne osoby, które włączyły się w pomoc przy
zlocie, więc wszystko jest w sposób logistyczny przygotowane w taki
sposób, aby każdy najmniejszy szczegół był zrobiony jak najlepiej. Podam
prosty przykład. Przyjeżdża fan do Złotoryi i na przystankach będą
stali wolontariusze, którzy będą prowadzić go na nocleg, na spotkanie
muzyczne i w inne miejsca. Będą również znaki prowadzące na imprezę. To
się wydaje takie bardzo błahe, że to tylko to, ale patrząc na punkt
organizacyjny tego wszystkiego to daje bardzo dużo. Fan przyjedzie z
taką pewnością, że zaprowadzą go, że się nie zgubi, że jest pewność co
gdzie jest i jak. To jest w tym wszystkim fajne!
KP: Mieszkańcy Złotoryi są dobrymi gospodarzami?
BŁ:
Myślę, że tak. Prosty przykład to zeszłoroczna impreza. Naprawdę
Złotoryja ma w sobie coś takiego, że jak jest jakaś impreza to potrafią
się w pewien sposób zjednoczyć, pomóc przy organizacji, teraz mam
wolontariuszy. Wiele innych osób potrafi się odezwać, zaproponować coś
fajnego, innowacyjnego, dodatkowego i to jest właśnie w tym wszystkim
najfajniejsze. W Złotoryi odbywa się bardzo dużo imprez w roku. Jest
Bieg Szlakiem Wygasłych Wulkanów, są Dni Złotoryi, w okolicach jest
bardzo dużo imprez, czy w Wilkowie teraz fundacyjne, czy inne imprezy
organizowane przez różnego rodzaju stowarzyszenia.

 

KP: Czy w naszych okolicach widzisz kogoś kto mógłby zrobić podobną muzyczną karierę?
BŁ:
Złotoryja ma bardzo dużo wokalistów, wokalistek, którzy mogą naprawdę
coś osiągnąć. Bardzo dużo jest kapel rockowych. Z takich osób, które
doskonale znam i mogą naprawdę dużo osiągnąć jest np. Hania Markiewicz,
Mariusz Florczyk, czy idąc rockowym kluczem jest zespół, który robi
ogromną furorę Żółta Febra czy cover’owo Vexing Question. Fajną barwę
głosu ma też Daria Staszak czy Malwina Jańta. Jednak aby osiągnąć sukces
muszą ciężko pracować i wytrwale dążyć do wyznaczonych sobie celów.

 

KP: Czy uważasz, że jakoś lokalnie można im pomóc? Czy jakieś lokalne przedsiębiorstwa, grupy mogą coś w tym kierunku zrobić?
BŁ:
To jest naprawdę bardzo ciężkie. Żeby zrobić karierę, żeby nagrać nawet
jeden singiel trzeba naprawdę dużo pieniędzy. Z tego co wiem to firmy
nie dość chętnie chcą się angażować w pojedyncze osoby, wolą bardziej
grupową pomoc, a  zrobić grupowo coś nie jest wcale łatwo.
KP: Jak to bardzo może być kosztowne, aby dać szansę jednej osobie tak na początek?
BŁ:
W zależności od rodzaju muzyki (komercyjna, czy niekomercyjna) to są
pieniądze w okolicach 50 tysięcy złotych –  ogromne pieniądze, które nie
wiadomo, czy się zwrócą. Wiele też zależy od szczęścia: nagranie
singla, stworzenie tekstu, nagranie teledysku, promocja, telewizja,
wyjazdy, Warszawa, Wrocław, wywiady, inne programy. Promocja jednego
singla trwa od 4 do 6 miesięcy. Trzeba go promować. Potem kolejny
singiel. Żeby w miarę się to wszystko udało najbliższe dwie, trzy
piosenki, które się nagra powinny być mocne, czyli być przez ludzi
rozpoznawalne. Dużo jest takich artystów, którzy zaczynali swoją
karierę, nagrali jedną, dwie piosenki, a potem ginęli w gąszczu innych,
nie przebili się. Tu też potrzeba dużo szczęścia. Fajnym przykładem w
ostatnim czasie jest Jula, która przez Internet zrobiła karierę, to samo
tyczy się Honey, Honorata Skarbek. To pokazuje, że naprawdę można coś
osiągnąć. Potrzeba szczęścia, ale potrzeba też umiejętności, wiary w
siebie i optymizmu.
KP:
Jak widzisz miasto za 20 lat? W takim kontekście, że będzie np. XXII
Międzynarodowy Zlot Fanów Ewy Farnej. Czy widzisz tutaj swoje miejsce za
20 lat?  
BŁ:
Ciężko powiedzieć, ponieważ nie sposób przewidzieć co się stanie w tym
czasie, czy zlot nadal będzie organizowany, jak potoczy się kariera Ewy
itd. Rynek muzyczny jest bardzo specyficzny i zmienny. Na polskiej
scenie muzycznej jest spora konkurencja, dużo się dzieje, więc nie można
powiedzieć czy za 20 lat zlot nadal będzie organizowany. Czas pokaże.
Powiem szczerze, że nasze miasto ma ogromny potencjał. Nie jest to
Wrocław czy Warszawa, ale Złotoryja ma w sobie coś takiego urzekającego i
myślę, że wiele osób się ze mną zgodzi. Co do mojego miejsca za 20 lat,
cały czas widzę siebie w Złotoryi, to jest miasto w którym się
urodziłem i wychowałem.

 

Zapraszam wszystkich bardzo serdecznie już 23 Sierpnia na zlot, od godziny 14:30 – więcej informacji na stronie www.zlot-ewafarna.pl

“Ramami formalnymi państwa jest jego Konstytucja. Przestrzeganie ścisłej konstytucyjności zarówno przez władze państwowe, jak i obywateli, jest niezbędnym warunkiem zachowania ciągłości prawnej naszego Państwa. Gdy materialne momenty w istnieniu naszej państwowości zostały naruszone i osłabione, tym większe znaczenie przypada momentowi idealnemu – momentowi prawnemu. To jest ta więź, która obok czynników moralnych, poczucia narodowego, łączy rozproszonych po całym świecie Polaków.”

Wacław Tytus Komarnicki

Przedwojenny prawnik, działacz polityczny