Czwarta czy już piąta władza? Czyli jak sami daliśmy mandat portalom społecznościowym
W ostatnich dniach część opinii publicznej, na całym świecie, podzieliła się na ludzi oburzonych i ludzi aprobujących fakt, że największe portale społecznościowe zdecydowały się na zbanowanie profili Donalda Trumpa.
Właściwie to zdarzenie można uznać za wszech miar pożądane. Wreszcie może my jako społeczeństwo zauważymy, że bierzemy udział w budowaniu baniek medialnych i w budowaniu pozycji monopolistycznej portali społecznościowych. Dziś bez konta na Facebooku nie będziesz miał dostępu do aktualnych informacji związanych z Twoją wspólnotą mieszkaniową, bo komunikacja o pomniejszych problemach, pomysłach i zamierzeniach odbywa się przy pomocy grupy na FB. Podobnie w przypadku informacji dotyczących twojej grupy zajęciowej na studiach, gdzie FB jest głównym kanałem komunikacji. A to już może nawet bardziej dziwić kiedy uczelnia ma wykupione subskrypcje Microsoft Office 365 z Teamsami w roli głównej. Podobnie rzecz ma się z grupami lokalnych społeczności, gdzie mieszkańcy zakładają grupy na danym portalu i prowadzący tamże dyskusję oczekują wielkiej siły sprawczej swoich treści, bo miały ileś tam reakcji czy wręcz bycia probierzem opinii publicznej. Te wszystkie grupy są dostępne często nie tylko dla zarejestrowanych użytkowników, ale także dla osób, które uzyskały potwierdzenie samozwańczego ich administratora. To ten administrator wybrał portal społecznościowy jako miejsce konwersacji niejako przy okazji „wymuszając” na pozostałych aby posiadali konto na danym portalu społecznościowym. Najbardziej niepokojącym jednak zjawiskiem jest gdy to władza czy to lokalna czy państwowa nadmierną rolę przywiązuje do mediów społecznościowych i na nie przenosi część funkcjonalności typu dyskusja czy konkursy kosztem swoich stron internetowych. Dodać należy do tego patologię związane z wykorzystywaniem mechanizmu swobodnego blokowania poszczególnych użytkowników czego nie przewiduje żadna z tradycyjnych demokratycznych instytucji (ani prawo do petycji, ani ustawa o dostępie do informacji publicznej, ani prawo do wzięcia udziału w konsultacjach społecznych).
W istocie to my sami na co dzień budujemy monopol portali społecznościowych i sami tworzymy grupę wykluczonych. Odchodząc od forów internetowych i stron internetowych z opcjami komentarzy przekazaliśmy spore uprawnienia monopolistycznym portalom internetowym. A może takie zdarzenia jak te ostatnie staną się przyczynkiem do wysypu konkurencyjnych portali społecznościowych, które nie będą marginalne? A może społeczność programistów i z nią związana społeczność hackerów typu „białe kapelusze” widząc ryzyko cenzury z jednej strony i będąc nań wyczuloną a z drugiej będąc grupą, która od kilkudziesięciu lat tworzy wiele świetnych rozwiązań zupełnie za darmo (patrz Linux, GIT) obmyśli rozproszony protokół przypominający nieco HTTP dedykowany do rozwiązań społecznościowych, ale korzystający z zdecentralizowanej infrastruktury? Pewne zdarzenia jeżeli dotyczyły najbardziej wpływowem osoby na świecie mogą skłonić społeczności do przemyśleń i spowodować ciekawą przyszłość.
A jaka tu rola państwa? Czy państwo powinno decydować za prywatnych właścicieli portali czy mogą kogoś zbanować? Nie, państwo przede wszystko powinno nie pomagać im budować pozycji monopolistycznej i powinno polepszyć swoją własną infrastrukturę IT.