Last minute na solidne przygotowanie się na następną powódź za kilkanaście lat
To, że Państwo wspiera najbardziej potrzebujących powodzian jest naturalne, humanitarne i inaczej w zasadzie się nie da. Z drugiej jednak strony największą zaletą, jak i największą wadą systemu jest szybkość reakcji. Z nią wiąże się dodatkowa presja na osiągnięcie jak najwyższego poziomu wspomnianego wskaźnika. Przerabialiśmy to w czasach SARS-CoV-2, w których gigantyczny strumień pieniędzy (Fundusz Przeciwdziałania COVID-19 wydał ok. 190 miliardów złotych w latach 2020-2022, czyli nieco ponad 6% PKB w 2022 roku [link]) szedł w stronę przedsiębiorców, organizacji pozarządowych szybko, ale bez analizy skutków pośrednich, długofalowych, scenariuszy alternatywnych. Przykładowo pięć tysięcy złotych mogła dostać każda działalność gospodarcza a nawet koła gospodyń wiejskich czy innego rodzaju organizacje pozarządowe nieprowadzące żadnej działalności gospodarczej.
Dziś miliardy posłużą na odbudowę domów, których jak pokazały ostatnie dni nie powinno w tych miejscach być, przynajmniej w dużej ich części (te najbardziej dotknięte). Państwo jednak zawiodło tu (treści MPZP, decyzje WZ) i płaci za swoje błędy (rzecz jasna naszymi pieniędzmi), ale ich w żaden sposób nie koryguje (!). Straty, które poniósł i poniesie budżet Państwa to jedno. Drugim elementem są jeszcze nieskompensowane straty osób fizycznych, które nie będą zrefundowane. Straty widoczne (zniszczone nieruchomości) jak i te ukryte (np. utracone korzyści, koszty np. związane z wodą niezdatną do picia na wielu terenach, koszty niematerialne typu leczenie czegoś w rodzaju PTSD). No i przede wszystkim ryzyko dla zdrowia i życia tych osób, które nie zostanie zażegnane któregoś września czy października AD 2024, ale będzie cyklicznie powracać.
Tu przydałaby się naprawdę rzetelna kalkulacja czy nie lepiej byłoby wywłaszczyć z uwzględnieniem stanu nieruchomości na miesiąc przed powodzią i dając grunty w lepszych miejscach. Z otrzymanych gruntów zbudować jakąś strefę buforową, tereny typowo zalewowe. Tak duże powodzie na Dolnym Śląsku właściwie są co 12-14 lat (przynajmniej trzy ostatnie). Może niektóre miejscowości trzeba po prostu przenieść w inne miejsce? A co z tymi wszystkimi zbiornikami, których nie wybudowano? Czy będzie presja na ich powstanie? Np. zbiornik w okolicach Pielgrzymki, Koziniec koło Jeleniej Góry czy Rzymówka za Złotoryją to tylko nieliczne przykłady zbiorników dotyczące obszaru tylko jednego z zalanych powiatów, które mogłyby powstać a nigdy nie powstały.
Dużo prostszy do organizacji jest system interwencji w trakcie powodzi. Zbiór zasad, praktyk i instrukcji postępowania w razie tego rodzaju kataklizmu. Przykładowo we Wrocławiu przy radach osiedli działają tzw. liderzy przeciwpowodziowi. Nie widziałem żeby ten koncept upowszechnił się w innych miejscowościach, ale jest przynajmniej wart rozważenia. Bo osoby, które są przeszkolone do takich sytuacji i potrafią pokierować organizowaniem działań na pewno są na wagę złota. W społeczeńtwie nie brakuje przecież emerytowanych wojskowych, policjantów na stanowiskach dowódczych czy przede wszystkim doświadczonych dowódców straży pożarnej. Jest też kwestia zorganizowania pewnego rodzaju logistyki, zarówno w kontekście sprawnego dostarczania worków, piasku i przewożenia ich we właściwe miejsca, jak i dostarczania wody pitnej, sprawnego przejazdu. Niezmiernie ważny jest właściwy przepływ informacji o potencjalnym zagrożeniu i działaniach jakie można podjąć (a muszę przyznać, że we Wrocławiu na to nie mogłem narzekać). Szybka i sprawna reakcja na utrudnianie ewentualnej pomocy też jest niezbędna. Niestety czułem wielkie zażenowanie gdy widziałem na zjeździe technicznym z Autostradowej Obwodnicy Wrocławia zaparkowane po obydwu stronach auta. Czy ludziom brakuje wyobraźni co by się stało gdyby musiała tędy przejechać platforma z amfibiami, wozy strażackie czy inny specjalisyczny sprzęt?
Teraz jest świetny moment aby dobre i złe praktyki spisać, stworzyć na przyszłość system działania. Za chwilę przez krótki okres będzie jedyny dobry moment aby jako społeczeństwo domagać się budowy nowych zapór, zbiorników, wałów. Presja polityczna może być teraz tak silna jak nigdy wcześniej i nigdy później.
Tylko, że w naszym kraju brakuje czasu na myślenie systemowe, strategiczne a może nawet brak i tej umiejętności w społeczeństwie, jak i wśród wielu polityków. Najszybciej i najprościej rzucić na stół gotówkę na skutki kataklizmu. Tych, którzy stworzą najlepszą profilaktykę się nie doceni a obawiam się, że takich ludzi prędzej będzie się próbować zdyskredytować. Nassim Nicolas Taleb w „Czarnym łabędziu” poruszył temat tzw. problemu milczących dowodów (historię piszą zwyciezcy, mówimy o tych, którym się udało a nie o tych, którym się nie udało) oraz temat tzw. błędu potwierdzenia:
Ten amerykański ekonomista, który sam siebie określa mianem „sceptycznego empiryka”, pokazuje przykłady ludzi, którzy zapobiegli wielu tragediom i o nich się nie mówi, nie widzi. W innym miejscu swojej książki podaje przykład wymyślonego Joe Smitha, który doprowadza do obowiązującego od 10 września 2001 r. prawa, które nakazuje montowanie kuloodpornych drzwi w każdym kokpicie. W swojej projekcji myślowej Taleb wskazuje, że takiego człowieka prędzej napotkałby hejt i żądanie usunięcia ze stanowiska niż order uznania. To jest clue tego rodzaju rozumowania:
Czytamy przez swoje życie jakąś beletrystykę, wiele nudnych i żmudnych szkolnych lektur, ale nie przeczytamy „Ekonomii w jednej lekcji” Henry’ego Hazlitta, nie przeczytamy „Czarnego Łabędza” Nassima Taleba, nie przeczytamy także zapewne „Sztuki wojny” Sun Tzu, Donelli Meadows o myśleniu systemowym, czy nawet kultowego tekstu Petera Druckera o zarządzaniu sobą. Odbieramy sobie szanse na przeczytanie czegoś co pokazuje myślenie systemowe, strategiczne w skali makro, ale także w kontekście rozpoznawania swoich mocnych stron, planowania swojego życia zawodowego. Choć nie raz niektórzy ubolewają, że Polacy mało czytają, to problemem nie jest chyba jednak ilość a rodzaj tego co się czyta. Aż przypomina mi się pewien dialog z Poranku Kojota, po którym przeczytałem Ojca Chrzestnego:
Pamiętamy tylko o bohaterach przez pryzmat wydarzeń, które się wydarzyły a nie tego czego dało się uniknąć. Nic dziwnego, że w ten sposób też kalkulują politycy. Ale jeżeli teraz nie pomyślimy o hipotetycznej powodzi na Dolnym Śląsku w 2036-2038 roku, to nie pomyslimy o niej wcześniej niż za te kilkanaście lat. A być może w ogóle…