Powyborcze polowanie na czarownice a przyczyny porażki
Gdy w 2015 roku Bronisław Komorowski mierzył się z Andrzejem Dudą mówiono, że musiałby przejechać na pasach ciężarną zakonnicę aby nie wygrać wyborów. Podobne szanse przed wyborami dawano Rafałowi Trzaskowskiemu, który rywalizował z mało znanym Karolem Nawrockim. I tym razem przysłowiowa zakonnica wbiegła na pasy a sztabowy walec nie wyhamował. I to mimo tego, że kampania mocno poobijała wizerunek jego konkurenta. Wydawać by się mogło, że brak zaprzeczenia brania udziału w kibolskiej ustawce przed laty a wręcz wmawianie przez najbliższe polityczne otoczenie, że to tylko takie zabawy dorosłych, silnych mężczyzn, to droga do porażki. Nic bardziej mylnego. Tym samym Trzaskowski stał się odpowiednikiem piłkarskiej Pogoni Szczecin, która od wielu lat ma łatkę klubu, z którym w grze o trofeum wygra każdy. Podobny feler co u Adasia Miauczyńskiego z kultowego filmu „Nic śmiesznego”, który był wiecznie drugi.
Ze zdumieniem obserwowałem w TV sceny ze sztabu wyborczego Trzaskowskiego tuż po wybiciu przez zegar godziny 21:00. To wtedy nadszedł moment publikacji pierwszych sondażowych wyników wyborów prezydenckich. Badanie exit-poll obarczone błędem statystycznym na poziomie 2pp dawało włodarzowi Warszawy 50,3% głosów. Wówczas nie tylko niektórzy samorządowcy, ale nawet sam niedoszły Prezydent Trzaskowski obwieścili zwycięstwo. Prezydent stolicy tak bardzo był przekonany, że ten wynik exit poll oznacza zwycięstwo, że tytułował swoją małżonkę Pierwszą Damą. Wiedziałem, że to z dużym prawdopodobieństwem skończy się fatalnie. Nie chodzi nawet o to, że sam brałem czynny udział w dwóch kampaniach (w jednej z nich byłem nawet pełnomocnikiem wyborczym) a w trzeciej pomagałem sztabowi kandydata. Proces wyborczy mnie kręci, podobnie jak kwestie ustrojowe, konstytucyjne. Swoją pracę magisterską z Prawa poświęciłem ograniczeniom konstytucyjnych praw jednostki przy agitacji wyborczej. Jednak to zupełnie nie to: sam nigdy nie bazowałem na sondażach, bo w wyborach lokalnych nie stać cię na nie i media ci ich nie robią. To, że kandydaci prawicowi mogą być niedoszacowani to po prostu prawda stara jak świat. A jak się wskazywało później współczynnik odmów był dość wysoki – rzędu kilkunastu procent. O czymś to świadczy. O godzinie 23:00, gdy wjechały wyniki late poll, zaczął się zbiorowy powyborczy kac.
Ciekawa jest zbiorowa diagnoza i paplanina osób, które zawiodły się wynikiem wyborczym i swoimi niekiedy wręcz teoriami spiskowymi czy diagnozami zbiły dużo interakcji w mediach społecznościowych. Nie jestem psychologiem, ale to chyba jakiś syndrom wyparcia:
Poniedziałek. Jeden z oburzonych wynikiem wyborów Internautów proponuje podzielenie Polski na dwie części w zależności od tego kto w danej części wygrał. Podział wygląda na jednolity, według województw. Wiadomo jednak, że nawet w zachodniej Polsce na terenach wiejskich wygrywał często Nawrocki.
Wtorek. Jeden z dziennikarzy sportowych mówi, że Nawrocki wygrał, bo głosowali na niego „niewykształceni, biedni, <<stara Polonia>> i kibole” a na Trzaskowskiego nie zagłosowali „ <<obrażeni>> wyborcy politycznego planktonu”. Internautka z dużego polskiego miasta zauważa z kolei, że rolnik wysyła swoje dziecko kształcić do miasta i głosuje miastowym na złość. Że tu w miastach korzystają z kultury, handlu, koncertów, knajp.
Czwartek. Wieść mediów społecznościowych niesie, że wybory sfałszowane. „Będą powtórzone wybory” napisał użytkownik. Jeden z użytkowników skleja skrypcik w Pythonie, który ma to wykazać. Internautka jest zaintrygowała pewnością z jaką Nawrocki ogłosił swoje zwycięstwo w niedzielny wieczór. Nazajutrz użytkownik od Pythona pisze, że po pijaku wygenerował ten skrypcik z LLM-a i wynik zgoła odwrotny.
Piątek. Radca prawny ze znanej kancelarii zastanawia się co by było gdyby Marszałek Sejmu nie zwołał Zgromadzenia Narodowego celem zaprzysiężenia Prezydenta. Gawędź internetowa jest zafascynowana takim rozwiązaniem i fantazjuje o tym, że oznaczałoby to przejęcie władzy przez Szymona Hołownię. Nie wiem kiedy wyleciał z systemu prawnego art. 231 kk oraz art. 291 § 2 kodeksu wyborczego, ale skutki dla Marszałka Sejmu nie byłyby miłe a dla Narodu do chwili złożenia ślubowania urząd pełniłaby obecna Głowa Państwa. Z tego co mi wiadomo nie jest nią Szymon Hołownia.
Z mojej perspektywy trochę to przypomina kac po przegranym meczu i pomstowanie na pracy sędziego (często przesadzone) i niewykorzystanych sytuacjach przez piłkarzy czy chamskiej grze przeciwnika. Świetnie tu pasuje fragment piosenki śpiewanej przez Kazika Staszewskiego:
„Gdyby nie słupek gdyby nie poprzeczka
Kazik na Żywo – Plamy na Słońcu (2011)
Gdyby się nie przewrócił byłaby rzecz wielka
„Gdyby” to najczęstsze słowo polskie”
Niestety w tym wszystkim pojawiły się mocne pretensje do elektoratu zwycięzcy a nawet poniżanie tych ludzi na gruncie wykształcenia (bo statystycznie Nawrocki miał wyższe poparcie u osób z niższym wykształceniem), dochodowym (również odwrotna korelacja) czy wyznaniowym (podobnie). Niektórzy posłużyli się hejtem wobec małoletniej córki prezydenckiej in spe, która okazywała po prostu dziecięcą radość, co raczej powinno być odebrane z sympatią a nie stać się przyczynkiem do ataku na bezbronne dziecko.
Zamiast postarać się zrozumieć jakie mają motywy te grupy ludzi, jakie marzenia, jakie problemy, jakie fobie a przede wszystkim jakie mają doświadczenia, które chowają się za prostą statystyką jaką jest liczba oddanych głosów na poszczególnych kandydatów, poszła szybka diagnoza. Niektórzy poczuli się, że są lepsi a to ci gorsi im taki los urządzili. Zabrakło empatii, która nomen omen jest częścią tzw. inteligencji emocjonalnej, o której pisał D. Goleman. W nadmiarze pychy nie zauważa się, że wykształcenie i klasyczna inteligencja to nie wszystko a istotnym czynnikiem dla odniesienia sukcesu w życiu jest inteligencja emocjonalna. Z takim mindsetem to nic dziwnego, że ciężko te osoby przekonać do swoich racji. Nikt nie lubi być obrażany i raczej obelgami nie zachęci się go do poparcia danej inicjatywy czy osoby. A najbardziej zmobilizowany elektorat Trzaskowskiego nie zachęcał. Kiedyś przed wyborami Kaczyński wiedział aby schować Macierewicza. Tuskowi nie udało się schować np. Giertycha. U Trzaskowskiego wkurzało mnie skupianie na obozie przeciwnym. Wyśmiewanie Kaczyńskiego, że ogląda rodeo ze swoim kotem czy że nie wychodzi na spacer, do sklepu, do parku, było dla mnie, jako osoby zmęczonej wojną dwudziestoletnią w Polskiej polityce, po prostu żenujące. Gdyby nie kibolski akcent u Nawrockiego i fatalna reakcja otoczenia na to zapewne oddałbym głos nieważny. Ostatecznie zagłosowałem przeciwko Nawrockiemu.
Każdy z nas odczuwa różne bodźce subiektywnie. Różnimy się w ocenach, w pragnieniach, w wielu kwestiach mamy odmienne poglądy. Jakoś złożyło się tak, że życie bez przerwy dawało mi okazje do poznawania różnych stron. Jestem osobą wierzącą, która przez 20 lat posługiwała do mszy świętej. Moja mama jest wierząca, tato jest agnostykiem. Duża część moich przyjaciół nie jest osobami wierzącymi, inna część nimi jest. Wiedziałem, że to nie determinuje tego kto jakim jest człowiekiem. Znam i dobrych ludzi, którzy są wierzący, jak i takich, którym nie dane było doznać tej Bożej Łaski. Choć ludzie przywołują korelację między głosem wyborczym a poziomem wykształcenia, wiarą, liczbą dzieci, majątkiem, to korelacja nie oznacza jeszcze przyczynowości. Stąd można znaleźć w zbiorze wyborców zarówno wielu mądrych, inteligentnych, uczciwych wyborców Nawrockiego czy Trzaskowskiego, jak ich zupełne przeciwieństwa. Wydaje mi się, że byłem otwarty na poznanie różnych perspektyw, starałem się zrozumieć człowieka. Żeby nie przegrać kolejnych wyborów trzeba abyśmy my jako elektorat, jak i przede wszystkim politycy, zrozumieli prawdziwe przyczyny porażki. To nie tylko misja dla socjologów, politologów, ale przede wszystkim dla nas samych. Mówimy się nauczyć przekonywać do naszych racji z szacunkiem dla odmienności.
Kilka lat temu brałem udział w Kongresach Praw Obywatelskich u Rzecznika Praw Obywatelskich za kadencji prof. Bodnara. Na inauguracji padły dwie naprawdę fajne wypowiedzi: pierwsza ze strony ówczesnej Pierwszej Prezes Sądu Najwyższego prof. M. Gersdorf, która powiedziała, że u progu transformacji gospodarczej zabrakło pracy u podstaw, druga ze strony sędziego W. Żurka, że kiedyś orzekając, jako młody sędzia, w sprawie starszego małżeństwa widząc pewną elementarną niesprawiedliwość w ich położeniu orzekł na podstawie popularnej „piątki” z kodeksu cywilnego (zakaz nadużycia prawa podmiotowego, które byłoby sprzeczne z jego społecznogospodarczym przeznaczeniem). Te dwie wypowiedzi pokazują pewną perspektywę. Są ludzie, którzy wiele w życiu przeszli. Dla wielu lata 90-te czy przełom wieków to był naprawdę traumatyczny okres. Te osoby będą bardziej skore do wyboru rewizjonistów w stylu polityków Prawa i Sprawiedliwości czy (rzadziej) partii Razem. Ich trzeba starać się zrozumieć i z szacunkiem przekonywać. Musimy też pojąć sens tego co V. Havel w 2008 roku powiedział dziennikarzowi Financial Times:
„Mam poczucie, że jesteśmy pierwszą w historii ludzkości cywilizacją całkowicie ateistyczną. Ludzka egzystencja nie jest dziś w żaden sposób metafizycznie zakotwiczona w kodeksie postępowania moralnego, z którego moglibyśmy wyprowadzać kodeks prawny. Nie znaczy to, że nie lubię delikatesów, jakie mogę kupić w pobliskim supermarkecie… Mówię tu o fundamentalnym ateizmie i antyspirytualizmie naszej cywilizacji. Nie wiemy, dokąd to zaprowadzi i co przyniesie rodzajowi ludzkiemu.”
Fragment z książki
Lunch z ludźmi sukcesu. 52 spotkania z tymi, którzy zmieniają świat, Lionel Barber (red.)
My jako społeczeństwo nie mamy już spoiwa, którym jest jakiś uniwersalny kodeks moralny. Zatraciliśmy też to spoiwo w kontekście autorytetu instytucji czy nawet uznawania stanowionego prawa czy skuteczności kreowanych stanowisk. I tu widzę kolejne potencjalne zagrożenie. Gdy część przegranego elektoratu zaczyna wierzyć w historyjkę o sfałszowanych wyborach, to niezależnie jakie orzeczenie SN wyda w sprawie ważności wyborów, to znajdzie się jakaś grupa, która uzna, że to nie jest orzeczenie, bo wydała je Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego. Zastanawiające jest także jak postąpią komitety wyborcze, które widzą szanse w protestach wyborczych a nie uznają tej izby SN. To jest dość niebezpieczna pułapka nie tylko pogłębiająca ten rów jakim jest polaryzacja, ale będąca zagrożeniem dla bezpieczeństwa naszego Państwa.
Rozmawiam z rówieśnikami, którzy są lepsi w fachu, który sam wykonuję na co dzień. Inteligentni ludzie i z całą pewnością nie tacy, którym nie zależy. Jeden nie poszedł na wybory a drugi oddał głos nieważny. Potencjalnie dwa głosy, które sensowny kandydat szerokopojętego obozu demokratycznego miałby szansę dostać.
Chcemy przyjść na gotowe, dostać zdrową demokrację niskim nakładem sił. Popieramy jakiś projekt paraproeuropejskodemokratyczny ulepiony z mchu i paproci przez politycznych macherów zamiast jako obywatele zaproponować oddolnie coś sensownego, centrowego. Bo wydaje się, że wokół centrum jesteśmy w stanie ograniczać skalę spolaryzowania polskiego społeczeństwa. Ciężko jest przekonywać do tego projektu jeżeli w niego zupełnie się nie wierzy. Brakuje pozytywnej aktywności, czyli rozmów z szacunkiem z tymi, którzy popierają drugi obóz. Ale tych ludzi będzie mniej niż mogłoby być, bo Trzaskowski był dla wielu z nich tylko „mniejszym złem”, więc to są potencjalnie straceni agitujący „prawdziwie za”. Rafała Trzaskowskiego wybrali w prawyborach członkowie partii. Jeżeli miał być kandydatem szerokiej grupy, która by się z nim utożsamiała, to nie był dobry pomysł. W bańce KO R. Trzaskowski wygra z R. Sikorskim, bo ten drugi będzie zbyt konserwatywny, ale jeżeli to transponujemy na ogół wyborców? Ale właściwy wybór to nie tylko Trzaskowski albo Sikorski. PiS postawił na kogoś teoretycznie spoza struktur partii. To mógłby być jakiś lider społeczny, którego działalność się szanuje.
Nie rozumiemy tych, którzy zdecydowali inaczej, wolimy ich winić za ich wybór. Przegrany obóz powinien sobie uświadomić, że jakoś na przyszłość będą mu jeszcze nie raz potrzebne głosy elektoratu zwycięzcy. A wśród grupy 18-39 nie chcę przypominać kto wygrał, więc sama zmiana pokoleniowa może nic nie dać tym razem.
PiS za wiele spraw można karcić, ale jednego nie można mu odebrać. Wziął pod swój polityczny płaszcz niektóre, dość liczne, grupy społeczne i spełnił im dane obietnice. Nic dziwnego, że dla tych grup stał się wiarygodny. W przeciwieństwie do karykatury politycznej jaką jest wykonanie słynne 100 konkretów na 100 dni.
Oczywiście mógłbym pisać co mi się bardzo nie podoba w kandydacie PiS, ale oni po prostu wygrali. Ważne aby przegrany obóz szybko wyciągnął wnioski, bo wybory w 2027 mogą być jednostronne. A paradoksalnie ta kampania pokazała, że Prezydent in spe ma większą szansę zaskoczyć społeczeństwo pozytywnie niż negatywnie ze względu na nisko powieszoną poprzeczkę związaną z tym jak teflonową osłonę miał przed sobą, do której przywierała każda z afer.
(Ilustracja poglądowa wygenerowana przy pomocy Copilota)